Drukuj

   Ferie, ferie i po feriach... Wszystko, co przyjemne w końcu mija i to błyskawicznie, a potem... pora wyjąć głowę z chmur i spaść na ziemię - czyli bolesny powrót do rzeczywistości. Do szkolnej rzeczywistości...

   Na samą myśl o tym kieracie, serce krwawi i pęka. Cóż, tym razem było z tym odrobinę inaczej...

   Wkraczamy do gmachu naszej placówki z marsowymi minami, a tu proszę: niespodzianka. Odwiedzają nas goście, w dodatku nie byle jacy. Zresztą na gości zapraszanych do szkoły narzekać nie mogę (w przeciwieństwie do niektórych innych rzeczy...), ale takich “wizytatorów” słomnicka szkoła jeszcze nie widziała. Tym razem pani Basia Waszuk zaprosiła misjonarzy!

  Oczywiście należy przygotować spotkanie. Tylko jak dobrze się takim gościom zaprezentować? A co trudniejsze - jak zaciekawić młodzież?

  Zadanie napisania wywiadu i wymyślenia pytań na satysfakcjonującym moje wymagania poziomie, to nie lada wyzwanie i przyznam, że na początku w ogóle mi się to nie uśmiechało, a wręcz wisiało nad głową jak topór kata. Byli u nas już poeci, byli pisarze, ale co z misjonarzami? Zupełnie nie moja bajka, więc nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać... Goście mieli spotkać się ze wszystkimi uczniami naszej szkoły, a to oznaczało, ze wywiad miał być przeprowadzony trzy razy. A więc kolejne wyzwanie - jak nie zanudzić kapucynów pytając ich kilkakrotnie o to samo? Łatwo nie było, ale rozmówcy trafili nam się lepsi niż u Wojewódzkiego.

  Bracia Piotr i Jerzy przybyli do nas z pompą. Do sali gimnastycznej, gdzie odbywało się spotkanie, wkroczyli wyposażeni w imponujących rozmiarów skrzynie wypchane pamiątkami z Afryki, bo to właśnie tam brali udział w misjach. Już początek spotkania robił wrażenie, a potem było tylko lepiej!

  Kapucyni opowiedzieli nam o tym, jak wielkie znaczenie ma w afrykańskiej wiosce misjonarz, który oprócz zadań katechetycznych, musi zajmować się... wszystkim! To on odpowiada za budowę mostu, opiekę nad potrzebującymi, organizację szkoły... Praktycznie za każdą potrzebę w takiej wiosce.

   Dowiedzieliśmy się też, jak wygląda codzienne życie w Afryce. Szczególnie zainteresowała nas sytuacja afrykańskich dzieci. Okazało się, że one tak samo jak polskie dzieci, mają swoje ulubione zabawy. Chłopcy grają w piłkę, a dziewczynki tańczą, albo zaplatają sobie włosy w wymyślne warkocze. Takich włosów tylko pozazdrościć! Zauroczył nas również film, na którym najmłodsi śpiewali polską piosenkę.

  Mimo bardzo ciężkich warunków, upału, tego, że do wielu miejsc misjonarze mogą dostać się tylko rowerami (albo wcale), tamtejsi ludzie wydają się być bardzo kolorowi (tylu barwnych strojów nie spotkamy u nas chyba w żadnej galerii handlowej), a dzieci uwielbiają się bawić w każdą grę, która tylko wiąże się z muzyką.

  Kiedy na “widowni” pojawili się najmłodsi uczniowie naszej szkoły okazało się, że byłam zbędna, a przygotowane pytania niepotrzebne. Przejęli moją rolę sami prowadząc wywiad i zadając własne pytania. Zobaczyliśmy prawdziwy las uniesionych rąk, mimo że wydawało się, że ich ten temat nie zainteresuje. Wymagania miewam naprawdę wysokie, ale z czystym sumieniem przyznaję, że ta wizyta mnie zauroczyła. Kultura afrykańska wydaje się być bardzo ciekawa, a na pewno znacznie odbiegająca od naszej. Przekonaliśmy się o tym przymierzając szamańskie spódnice i inne stroje.

   Na koniec spotkania usłyszeliśmy o organizowanej przez kapucynów akcji “Wyślij pączka do Afryki”. To niesamowite, że za złotówkę z każdego sprzedanego w Tłusty Czwartek pączka, można tyle zrobić i zapewnić  afrykańskiemu dziecku obiad. Nie sposób też, przy okazji, nie wspomnieć o przyjemności, jaką sprawiamy sami sobie. No bo kto nie lubi pączków? W tej sytuacji nie ma innej możliwości i nasza szkoła, od małych po dużych, przyłącza się w tym roku do akcji! Wyślemy pączki do Afryki.

   Jestem pod wrażeniem naszych gości. Dwóch mężczyzn z Polski wyjechało do Afryki - tak niezwykłego miejsca, do którego warunków absolutnie nie jesteśmy przystosowani, aby tam pomagać i to  bezinteresownie. Nie sposób nie wyrazić podziwu. Oby więcej takich ludzi!

Tekst: Martyna Maćkiewicz klasa III a G